We wstępniaku do Nowej Fantastyki 07 (454) 2020 jej redaktor naczelny, Jerzy Rzymowski, napisał:
„Ostatnie lata coraz wyraźniej pokazują, że nie potrzeba odgórnie narzuconego totalitarnego reżimu, żeby nasza wolność ucierpiała – ludzie sami ją skutecznie niszczą. Wystarczy spojrzeć na to, jaką formę przybrały dyskusje. To już nie są wymiany poglądów, z których obie strony mogą odejść kulturalnie pozostając przy swoim, ale dzięki dialogowi rozumiejąc lepiej swoje punkty widzenia i być może dostrzegając jakieś płaszczyzny porozumienia czy kompromisu. Teraz dyskusje przerodziły się w bitwy, w których muszą być zwycięzcy i pokonani”.
Tak! RedNacz napisał te niegłupie przecież słowa w tej samej Nowej Fantastyce, w której opublikowano opowiadanie Jacka Komudy „Dalian, będziesz ćwiartowany!”. W tej, na którą – za przyczyną tegoż opowiadania – przypuszczono zmasowany atak nie dopuszczający dyskusji i wymiany racji. Atak, pod ciężarem którego redakcja w jednej chwili ugięła się, zrejterowała, poszła do Canossy, posypała głowę popiołem, uklękła w śniegu i chyba nadal w nim klęczy.
Łapiecie bluesa? Chwytacie tę nieziemską ironię? Czujecie totalny absurd sytuacji?
Jak do tego doszło? Oto próba wyjaśnienia.
Błąd na błędzie i błędem pogania.
Błąd pierwszy: opowiadanie Jacka Komudy nigdy nie powinno ukazać się drukiem tak, jak się ukazało, z czego sprawę zdaje surowy sędzia Mirosław Gołuński https://tiny.pl/7dd3q Z tekstem w formie, w jakiej dostarczył go autor, robi się jedno z dwojga: zwraca się go do poprawek albo, jeśli autor jest wyjątkowo cenny, a tekst ma wyjątkową wagę dla numeru i to nam zależy na publikacji, zaciska się zęby i redaguje, a potem znowu i do skutku. Tu nie zrobiono ani jednego, ani drugiego. Błąd, bo gdyby opowiadanie Komudy miało formę nieco tylko, technicznie, poprawniejszą, znacznie lepiej rozpoznano by w nim fikcję LITERACKĄ, więc byłoby trudniejsze do zaatakowania. Nikt przecież nie oskarża Mai Kossakowskiej o rasizm z powodu „Czerni”.
Błąd drugi: świat opowiadania powstał na potrzeby cyklu „Jaksa”, którego ukazały się dwa tomy („Jaksa”, 2018 i „Jaksa. Tom 1: Bies idzie za mną”, 2019). Opowiadanie „Dalian, będziesz ćwiartowany!” należy do cyklu „w budowie”, należałoby więc poprzedzić je wstępem ukierunkowującym odbiór. Broniącym czytelnika przed odczytaniami jawnie błędnymi, a wynikającymi z niewiedzy nie będącej jego winą. Trudno przecież wymagać od obiorcy, by w lekturę opowiadania z pisma za 10 złotych zainwestował wstępnie co najmniej 50 złotych i sporo czasu na książki, których nie ma akurat ochoty przeczytać, „bo nie”. Opowiadanie w miesięczniku powinno być całością samą w sobie. Bez odredakcyjnego wprowadzenia – nie jest.
Nowa Fantastyka opublikowała tzw. „surówkę”. I teraz zjada żabę, którą zaserwowała sobie sama. Sprokurowała „casus belli” po czym… przegrała wojnę bez jednego strzału.
Całkiem przyzwoite streszczenie „Daliana…” można znaleźć tutaj, więc nie będą go powtarzał. Skupię się na błędach interpretacyjnych. Tych wynikających z winy redakcji Nowej Fantastyki i tych, które wynikają z nadinterpretacji dokonywanych masowo przez przedstawicieli społeczności LGBT+ (ludzi, nie ideologii).
Dwa światy – różne czy jednak nie?
Akcja „Daliana…” dzieje się w krainie zwanej „Lendia”, co aż za łatwo przetłumaczyć sobie na „Lechia”, a stąd tylko krok do „Wielkiej Lechii” i turbosłowiańszczyzny. Co prawda nic w tekście nie usprawiedliwia takiej interpretacji, a i sam autor, historyk z wykształcenia, swych poglądów na „lechickość” nigdy nie ukrywał, ale siła nawyku Lechia=turbosłowiańszczyzna jest tak wielka, że aż przemożna. Jest też faktem, że arystokratyczni-rycerscy mieszkańcy Lendii, Lędzice (Lechici) widzą siebie samych jako sól ziemi, wcielenie etosu rycerskiego i na resztą świata patrzą z góry, jako upośledzoną cywilizacyjnie i kulturowo. Prawdą jest jednak także i to, czego z opowiadania się nie dowiemy, bo jest zaledwie niejasno wspominane – że w czasie, w którym toczy się akcja, Lendia najprawdopodobniej leży w gruzach. Lendia jest ruiną. Lendii/Lechii nie ma, a tym bardziej „Wielkiej Lechii”. Na jej miejscu jest pole bitwy, z którego dopiero co zeszły walczące armie. Zniszczona jednoczesną inwazją i wieloletnią okupacją koczowniczych, barbarzyńskich Hungurów – Hunów/Ujgurów (ich ohydne, mdlące okrucieństwa Komuda opisuje w cyklu w pełnej zgodzie z przekazami epoki) – i odpowiednikiem naszej „reakcji pogańskiej”, nie ocaliła ze swej wspaniałości niczego oprócz legend i pretensji.
Jeśli tego się nie wie, nawet przy niewielkiej dozie złej woli można podejrzewać, że opinie homoseksualisty Daliana o Lendii autor przedstawił jako „typowe pedalskie bluźnienie przeciw wielkości Ojczyzny” i tak też, najwyraźniej, widzi to społeczność LGBT+ (ludzie, nie ideologia). Jeśli to się wie powstaje poważne podejrzenie, że homoseksualista Dalian MÓWI O LENDII PRAWDĘ! Że nie ma w jego słowach ironii, nie ma satyry, choćby gorzkiej. Jest sama gorzka prawda.
Ujmując to najprościej: w kontekście pierwszych tomów cyklu „Jaksa” Lendia Komudy jawi się nam jako odpowiednik Kirenenu z „Pana Lodowego Ogrodu” Jarosława Grzędowicza: jest ideałem, ziemskim rajem utraconym. Z akcentem na „utraconym”. Miejmy to w pamięci i idźmy dalej.
Drugą krainą wymienioną w „Dalianie…” jest Taurydyka, w pierwszych tomach cyklu występująca także jako po prostu Tauryda i opisana następująco:
„Za morzem Taurydyka, której się nie udało podbić Jessie, kiedy tu przyprowadził Wedów. Kraina kłamstwa, złota i poróbstwa. Mężczyźni chodzą tam jak kobiety, usmarowani tęczowymi barwiczkami, chędożą się jak kozły, biorą do łoża dzieci. Mąż służy drugiemu do rozkoszy jak suka psu, robi za nałożnicę, niewiasta gzi się z drugą jak klępa, kiedy nie ma w pobliżu łosia. Co tak patrzysz, mały, tak jest, sam widziałem. Są za morzem, za murami i mają złoto. I niewolników, których nazywają służącymi. Ich cesarz Macronus stroi się jak baba, ma męża, wyobrażasz sobie, Jaksa? Chyba nie powiesz, że to naturalne i normalne, że chłop wybiera chłopa, jest to wbrew prawom Jessy i całej naturze. A słyszałeś, he, he, dlaczego cysorz cienkim głosem gada? Bo kiedyś Skandig za jajca go złapał, żeby odróżnić od baby!”. [Jaksa. Tom 1: Bies idzie za mną].
Napisane przed zaledwie rokiem słowa te nie wzbudziły jakoś powszechnego oburzenia społeczności LGBT+ (ludzi, nie ideologii). Nie powinny budzić i teraz. Jest przecież jasne, że Lendzice (Lechici) widzą wroga tam, gdzie widzieli go rycerze Zofii Kossak-Szczuckiej w „Krzyżowcach” (za ich przywołanie dziękuję Mirosławowi Gołuńskiemu): w… Cesarstwie Bizantyńskim („z niedorostkami szpetnie się zabawiają”, poseł „cienkim głosem gada” bo „skop, względem tego, że rzezaniec”). Nazwą „Taurydyka” („Tauryda”) Komuda sygnalizuje, co jest dla Lendii obce, a więc groźne – zaprzeczenie etosowi rycerskiemu. Nie trzeba, wzorem niektórych recenzentów, wiązać sobie języka w supły by zaktualizować „Daliana…” i widzieć w niej negatywną bohaterkę najwspółcześniejszej współczesności: „Teutonię”, czyli Niemcy. Tauryda – mająca swe konotacje mitologiczne przez Ifigenię, córkę Agamemnona i Klitajmestry, która interwencją Artemidy ocalona od złożenia w ofierze, została tam kapłanką (vide Eurypides) – to stara nazwa… Krymu, którą Putin chce dziś podobno przywrócić.
Zagrożenie przychodzi ze wschodu.
Ale odwołanie do umownych lecz jakże aktualnych „Niemiec”, jakkolwiek błędne w sensie dosłownym, ma swoje wyższe, fabularne uzasadnienie. W Taurydyce oprócz oszałamiającego bogactwa, kultury użycia i wszechogarniającej tolerancji obowiązuje… eutanazja. Taka, jaką znamy choćby z Belgii, gdzie „starców” powyżej sześćdziesiątego roku życia nie leczono z COVID-19 a tylko „łagodzono objawy” środkami przyspieszającymi zgon. A Komudowski „dziecięcy jasyr”, dostarczany taurydyckim uprzywilejowanym pedofilom, czyż nie jest odbiciem afery Helmuta Kentlera, o którym w swej znakomitej facebookowej rozprawce wspomina Bartłomiej Dzik? https://tiny.pl/7dfxs Jest coś niezwykłego w tym, że Komuda napisał o „kręgu pedofilskim” PRZED wybuchem tej afery, tak jak przed wybuchem afer „ośmiorniczek” i „Sowy i przyjaciół” opisał je Grzędowicz w „Helu-3”. I jest coś głęboko znaczącego w tym, że społeczność LGBT+ nie zechciała zauważyć, że świeżością dzieci napawają się „czarni kapłani”. Gdyby to zauważyła oskarżenie, że Komuda widzi przewrotność pedofilii tylko wśród gejów, natychmiast by upadło – przecież widzi ją także, a kto wie, czy nie przede wszystkim, wśród (bardzo współczesnego) kleru!
Co z tego wynika?
I gdzież tu jest miejsce na budzącą takie emocje interpretację „Daliana…” jako filipiki przeciw nieheteronormatywności, manifestacji „nietolerancji” i stereotypów o społeczności LGBT+ (ludziach, nie ideologii)? Otóż na to wszystko, o co oskarżono Jacka Komudę, miejsca w jego opowiadaniu po prostu, zwyczajnie NIE MA. I gdyby redakcja Nowej Fantastyki ułatwiła lekturę w sposób opisany wyżej, do ataków prawdopodobnie by nie doszło. Bo wówczas stałoby się jasne, że w opowiadaniu Komudy nie ma „dobrych męskich Lechitów” i karykaturalnie „złych” gejów – zboczeńców. Nie ma dobrych i złych. Jest jedna wielka nędza, beznadziejność, wszechobecna szarość – dla wszystkich po równo.
Czym w takim razie jest „Dalian…”. Otóż jest on jedną z trzech znanych mi prób doprowadzenia do logicznego końca konwencji polskiej fantastyki socjologicznej. Jest opisem naszego świata, przebranego za świat fantastyczny. Ale, o ile klasyczna fantastyka socjologiczna pozostawiała kalekiej „rzeczywistości za oknem” szansę na naprawę, a system zawsze udawało się oszukać, ta „nowa fantastyka” nie ma już złudzeń.
Nie ma złudzeń Jerzy Grundkowski, zawieszający akcję „Wilkołaka Drago” jakby chciał powiedzieć, że o świecie bez nadziei nie warto dalej pisać, sam akt twórczy pisania jest beznadziejny.
Nie ma złudzeń Jarosław Grzędowicz, który w „Helu-3” wchodzi w bezpośrednią polemikę z Januszem Zajdlem i „Limes inferior”: ocalenia nie zaoferują nawet Obcy, niczym Alicja z Krainy Czarów.
Nie ma złudzeń Jacek Komuda w „Dalian, będziesz ćwiartowany!”. Bo jaką nadzieję ma przed sobą świat zrujnowanej, wynędzniałej, żyjącej wyłącznie legendami dawnej świetności Lendii, z „ubi sunt hyaenae” na granicach?
A może? Może przed Lendią jest jeszcze nadzieja? Tak długo, jak długo są tam piękne konie i piękne psy gończe, może jest o co walczyć?
Jacek Komuda jest największym optymistą. Zabawne, że oprócz urody koni i ogarów, jego optymizm usprawiedliwia także ta odrobina uczuć wyższych, jaką jest głęboka więź między Dalianem i jego homoseksualnym kochankiem. Autentyczna rozpacz okazana, gdy dowiaduje się o jego śmierci. Społeczność LGBT+ (ludzie, nie ideologia) i sympatyzujący z nią recenzenci tego nie raczyli zauważyć. Ciekawe, dlaczego.
Krzysztof Sokołowski.