Purystom wolno kręcić nosem i narzekać, że fantasy Gołkowskiego to nie jest żadna fantasy. Że świat ma niedorobiony jak pucla, wyrzucona z pudełka na podłogę i zostawiona tak, niech leży. Że bohaterowie mają cały wdzięk ludzików ulepionych z modeliny. Że po stwardnieniu zostają niezmienni, po kwadransie zachwytów odstawia się ich na półkę do foci na
Być może wszystkiemu winien jest Jarek Grzędowicz – swego czasu „polska odpowiedź na Tolkiena”? „Pan Lodowego Ogrodu” jest wprawdzie wszystkim – hard SF, antyutopią, utopią, fantastyką socjologiczną – tylko nie fantasy, ale sukces odniósł jako fantasy, więc jest fantasy, chociaż nie jest fantasy. Proste? A może wszystkiemu winien jest Andrzej Ziemiański? „Achaję” wszyscy wdeptują w
Miasto, do którego z rzadka dociera echo frontowej kanonady. Godne, zamożne, arystokratyczne, eleganckie, a jak słońce zaświeci: nawet piękne. Tu leczy się rany, kocha kobiety, robi interesy, traci fortuny i tańczy na balach. Tu pełną piersią chłonie się radość życia. Byłby więc Königsberg prawdziwą oazą spokoju wśród ohydy wojny? Na powierzchni: tak. Ale pod powierzchnią
W niegdysiejszym, a do dziś pamiętanym Feniksie / Fenixie nie zajmowałem się pracą redakcyjną. Wszyscy dobrze się tam znaliśmy, przyjaźniliśmy i nikt nie zamierzał popełniać podstawowych błędów. Naczelni: Maciek Makowski, potem Rafał Ziemkiewicz, a potem jeszcze Jarek Grzędowicz, aktywnie mnie do tego zniechęcali. W imię przyjaźni. Miałem budować dział zagraniczny, tłumaczyć i stworzyć bazę „naszych”
Otóż trawa rośnie tak powoli, że aż się nie chce patrzeć, jak rośnie. Ale nim do tego dojdziemy, „Komornika” Michała Gołkowskiego potraktujemy typową blogową recką. „Komornik” z pewnością na nią zasługuje. A więc świat, w porządku. Malowniczy, dzieje się i w ogóle ma swój – jak to się mówi? – klimat. Klimatyczny, znaczy. Można wprawdzie
Nie mój to cyrk… …choć wspomnienia dawnych małp są moje. I w gruncie rzeczy to przez te wspomnienia piszę co piszę, choć zapewne nie powinienem. Rzecz w tym, że nigdy nie grałem w tę grę. Jeśli o strzelanki chodzi, zatrzymałem się na Doomie i ani kroku dalej. To dlatego „Ołowiany świt” nieodparcie kojarzy mi się