21
gru
2020

Wspomnienie niegdysiejszej zimy.

O prawdziwym białym Bożym Narodzeniu możemy sobie co najwyżej pomarzyć. Więc marzymy. Z czułością wspominajmy niegdysiejsze mrozy i zaspy.

A kto chce na tegoroczne święta podzielić się z bliskimi białą tęsknotą i białym szaleństwem w atmosferze tegorocznej – mówiąc najłagodniej – niesamowitości ma okazję. Oto bowiem, dzięki wydawnictwu Vesper, przy okazji najprzedziwniejszych świąt Bożego Narodzenia najprzedziwniejszego 2020 roku mamy okazję postąpić trzy kroki w (białe) szaleństwo.

Krok pierwszy: „Coś”

John W. Campbell jest klasykiem tak cenionym i do tego stopnia obecnym we współczesnej fantastyce, by zechciano ocenić go, jako człowieka, kryteriami współczesności. Po czym odebrano mu nagrodę jego imienia. Ośmielam się twierdzić, że to dla niego wielki zaszczyt. Bezpośrednia sprawczynią przemianowania nagrody imienia Johna W. Cambella na nagrodę Astounding jest pani Jeanette Ng. Czy za lat osiemdziesiąt z okładem ktoś będzie pamiętał nazwisko pani Ng – zobaczymy. Nagroda czy nie, nazwisko Campbella będą zaś pamiętali wszyscy czytający fantastykę, a to za sprawą opublikowanego aż tak dawno opowiadania „Who Goes There” (1938, wydanie polskie pt. „Kim jesteś?”, Fenix 1, 1990)

John W. Campbella można uznać za prekursora redaktora wszystkich fantastów ŚP. Macieja Parowskiego. I w jego przypadku twórczość oryginalną przyćmiła praca redaktorska, dzięki której „zastał fantastykę naukowo drewnianą, zostawił literacko murowaną”. Ale to jedno jego dzieło – małe arcydzieło – wymienione wyżej „Kim jesteś?” przekroczyło granicę fantastycznych epok i żyje do dziś, dzięki własnym walorom i dzięki adaptacji filmowej Johna Carpentera z 1982 roku, jednej z trzech lecz najbardziej odpornej na działanie niszczącego czasu.

Mamy w fantastyce modę retro. Fantastyka powraca do swych korzeni. Na ten zwrot w przeszłość ceni się niektóre wydania niegdysiejszego Solarisu Wojtka Sedeńki, kocha wydawnictwo MAG. Z co najmniej równym szacunkiem powinno się potraktować bardzo eleganckie wydanie „Coś” Vespera (2019, tłumaczenie Tomasza Chyrzyńskiego). Równym lub nawet większym, bo od Vespera dostajemy nie tylko pierwotną wersję „Kim jesteś?” w formie powieściowej, dzięki której opowiadanie można czytać inaczej, ze świadomością tego, jak przebiega „praca nad tekstem”. Dostajemy więcej, także „Przedmowę” odkrywcy tekstu, Aleca Nevala-Lee, esej wprowadzający Roberta Silverberga oraz znakomitą rozprawę o filmie Johna Carpentera, której autorem jest Piotr Gociek.

Łącząc przyjemne z pożytecznym moda na fantastykę retro uczy nas wszystkich, że „klasycznej fantastyki” nie budował świat przyszłości, nie budowały jej statki kosmiczne i wyprawy na Marsa. Że „klasyczna fantastyka” to nie kosmiczna eksploracja, wybuchające rakiety, kolonizacja – jakże brzydko się nam kojarząca – i wojny z Bug Eye Monsters. Że to wszystko jest tylko jej produktem ubocznym, niegdyś malowniczym, dziś całkowicie pomijalnym. Że współczesnej fantastyce znacznie bliżej niż do wyprawy na Marsa dowolnie cudowną rakietą jest do odciętej od świata stacji badawczej, rzuconej na niezmierzoną pustkę śnieżnej, mroźnej Antarktydy. Do dramatu „kto jest kim” – i jaką cenę trzeba płacić za bycie tym, kim się jest. Że w gruncie rzeczy mówi nam ona o ludziach takich jak każdy z nas, ale postawionych w sytuacjach wymagających podjęcia decyzji, którymi mierzy się człowieczeństwo.

Techniczny, inżynierski sztafaż ciąży nad fantastyką, wlokącą za sobą ogon naukowości. Przez ciężar tego niezdarnego ogona, który spełnił swe zadanie ewolucyjne i został już dawno odrzucony, „Coś” kwalifikuje się różnie, czasami nawet jako horror. Ale to bez znaczenia. Ważne, że Campbella ciągle się czyta, nieważne, z jakich powodów. A jeśli się go nie przeczyta, to o literaturze fantastycznej wie się bardzo mało i wie się źle, nie wszystko i koślawo. Ta książka ma swe obowiązkowe miejsce w każdej fantastycznej bibliotece.

Białe Boże Narodzenie na Antarktydzie, w starciu z zagrożeniem, które trudno zdefiniować i nie sposób z nim skutecznie walczyć? Ten pomysł wydawałby się więcej niż szalony gdyby nie to, że rok 2020 sam w sobie jest niesamowity i że mocno postraszył nas zagrożeniem, trudnym do zdefiniowania i jeszcze trudniejszym do zwalczenia. W tym kontekście „Coś” nie narusza błogiej świątecznej równowagi lecz ją przywraca. Bo w gruncie przeczy nie jest nam aż tak źle, prawda?

Krzysztof Sokołowski

Share

You may also like...