Jest jak nas Marcin przyzwyczaił: kompetentnie, interesująco do fascynacji i oczywiście bez chwili nudy.
„Głębię” – na ile ją znam – darzę należnym podziwem. Omówienie pierwszego tomu, z założenia ambiwalentne, jest zaledwie początkiem mojej z nią przygody. Na razie wolę jednak milczeć. Nie uważam, by prowadzenie bloga dawało mi prawo do targania za uszy, a choćby i poklepywania autora po główce za dzieło, którego jeszcze nie skończył.
Życzę Marcinowi cierpliwości i szczęścia, w tej kolejności. A sobie zdrowia, by w zdrowiu (umysłowym) doczekać tej jedynej właściwej chwili, gdy „koniec” będzie oznaczał „koniec”, a nie „ciąg dalszy nastąpi”.
Krzysztof Sokołowski
[dla tego wpisu włączone są komentarze]