09
mar
2016

Nasz ulubiony Wojtek na ulubiony temat: było, nie ma, nie będzie, nie podskoczysz.

Wojtek Sedeńko najpierw, wieki temu, popełnił wpis w swym reklamowanym przez Lapsusa bez opamiętania blogu, a potem jeszcze udzielił wywiadu-rzeki reklamowanemu przez Lapsusa Qubusiowi (część pierwsza i część druga). Co sprowokowało Lapsusa do wyważonej, jak to ma w zwyczaju, reakcji.

#

Podobno różnica między kobietą i mężczyzną jest taka, że kiedy coś pójdzie krzywo kobieta szuka winnych, a mężczyzna szuka wyjścia. Jako ciągle mniej lub bardziej mężczyzna (i to jeszcze LapsusC) nie mogę więc pozwolić sobie – na szczęście! – na luksus bezkarnego jojczenia, jak bardzo jest źle z tą nasza kulturą, w tym literaturą, w tym literaturą fantastyczną, w tym SF/F/H i jak bardzo będzie jeszcze gorzej. Bo nie bardzo widzę, żeby dziś było o wiele gorzej niż za wojny rosyjsko – japońskiej, a „będzie gorzej” było już za Cycerona i „o tempora, o mores” czyli z grubsza 2100 lat temu. Tymczasem świat przetrwał jakoś swój ciągły upadek, doczekaliśmy się też choćby znieczulenia u dentysty, sonetów Szekspira, a nawet „Wiedźmina”. Może to gorzej, ale ja tam znam obu i niech mnie diabli, wolę Sapkowskiego od Cycerona. By już nie wspomnieć o dentyście, rwącym niegdyś zęby za „trzy halerze za godzinę”.

Stwierdzenie, że kultura (w tym literatura, w tym fantastyka itede) nam spsiała powtarzane jest przez pokolenie moich rówieśników z regularnością tak nużącą, że stało się dla tego pokolenia aksjomatem, przez Wojtka przedstawianym w wersji kanonicznej. Rzecz w tym, że takie jak ten gorzkie żale nie są w istocie żalami nad tym, że „nie ma arcydzieł” tylko nad tym, że „jakoś nie widzę arcydzieł”. Utożsamienie jednego z drugim to tworzenie dżęderowej hermafrodyty. Kto chce nią/nim zostać i już nie mieć problemu, wolno mu ale ja tam nie o tym marzę.

#

By pozostać przy definicji, od której zacząłem, „nie ma arcydzieł” to kobieca reakcja na problem. To szukanie winnych, których aż za łatwo znaleźć. Przyczyną odarcydzielenia fantastyki jest więc zgłupienie czytelnika masowego, jest YA i wampiry, jest merkantylizacja pisarstwa i droga na skróty: przez tandetę do pieniędzy. Jest to i tamto, i owo. Takie byty można tworzyć w nieskończoność, a gdy się ich już natworzy masa krytyczna to wniosek: przesiadam się na literaturę podróżniczą jest tylko logiczny. Rzecz jasna pod warunkiem, że literatura podróżnicza obfituje w arcydzieła, a arcydzieła, wykrywszy naszą obecność „na rynku”, rzucą się na nas niczym hurysy błagające, byśmy uczynili z nich właściwy użytek.

„Jakoś nie widzę arcydzieł” to natomiast wyjście męskie. To dopuszczenie że – być może – mam coś nie tak z oczami. Albo w głowie mi się przestawiło i szukam nie tam, gdzie zgubiłem tylko pod latarnią, bo jaśniej. Zresztą samo użycie słowa „arcydzieło” jest mylące, bo arcydzieła z definicji są arcyrzadkością. Kiedyś, w epoce reglamentacji, kiedy dostawało się rocznie pięć tytułów na krzyż, starannie wyselekcjonowanych przez osobę akurat wysoce kompetentną (pod tym względem fantastyka „za komuny” miała kupę szczęścia) przekonanie, że zebrana z mleka śmietanka jest „reprezentatywna” dla mleka, miało rację bytu.

Ale prawdziwe nie było. Nie jest. I nie będzie.

#

Dobrze byłoby wyciągnąć z tego jakieś wnioski. Mądrzejsi ode mnie lepiej sobie z tym poradzą, bo ja wyciągnąłem tylko jeden. Przestałem gadać, zacząłem słuchać. No i o dziwo okazało się, że młodsi ode mnie o tyle, że nawet dekadę z hakiem starsi mogliby być moimi dziećmi (na szczęście nie są) mówią ludzkim głosem! Gdyby nie oni, nie czytałbym fantastyki wartej czytania zajęty jojczeniem, że coś takiego „nie istnieje”. Że „istnieć nie może”, bo starzy mistrzowie odchodzą.

Odchodzą, żal ich, psia mać. Ale to się działo zawsze. Opłakać ich, nic złego. Uznać, że po nich potop – o… to już gorzej niż głupota, to błąd. Ale o tym potym.

Krzysztof Sokołowski

Zapisz

Zapisz

Share

You may also like...