06
gru
2012

Pożałowania godny brak sensacji (polska odpowiedź na wrażego Tolkiena na Uniwersytecie Warszawskim)

„Lód skuje Uniwersytet Warszawski”? Bo przed maluczkich zstąpi ubóstwiany, uwielbiany wzór do naśladowania dla Boscha, Spielberga, Tolkiena? Geniusz; jego jedyne w swoim rodzaju arcydzieło właśnie pobiło popularnością Biblię? Nadczłowiek, który pokonał i skazał na wygnanie autora „Gilgamesza”, a dziś odwiedza go w jego pustelni? Złamał Homerowi pióro? Odesłał Petera Jacksona na drzewo, żeby banany prostował z tym swoim specjalnie wydrukowanym czekiem, na którym po dziewiątce było tyle zer, że jego długość równała się obwodowi Ziemi przy równiku?

A gucio, kochany wydawco. Tu te numery nie przejdą.

Jestem nie z tej epoki, oczywiście. W ściany siedzib godnych wydziałów Uniwersytetu Warszawskiego lata temu wmurowano tablice ku czci profesorów wpisujących mi w indeks oceny i kłócących się ze mną na seminariach. Ale… jeśli coś się tu od moich czasów zmieniło, to na lepsze. Czyściej jest i na korytarzach stoją automaty z tanią kawą całkiem średniej jakości. Niezmienny pozostał za to endemiczny gatunek ludzki, różniący się znacznie, chodź subtelnie, od gatunku zamieszkującego takie na przykład Empiki. I Fabryki.

Dało to o sobie znać w sposobie potraktowania Jarka Grzędowicza. Jarek mógł wejść do Audytorium Maximum bez obstawy, stanąć przy jednym ze wspomnianych automatów, napić się kawy i nikt się poły jego kurtki nie czepiał. Oderwana od zajęć wyższych młodzież zachowywała się tak, jakby go nie poznawała. Być może, choć supozycja to niesłychana, rzeczywiście go nie poznawała? Chyba jednak tak, bo co niektórzy, zwłaszcza słynne z urody uniwersyteckie dziewczęta (założę się, że z wydziałów humanistycznych) uśmiechały się do niego promiennie. Ale nikt, dosłownie nikt, nie przerywał mu rozmowy w kuluarach, a jeden jedyny młody człowiek, który ośmielił się podejść do niego po autograf przed spotkaniem, sumitował się strasznie i był wyraźnie zażenowany zachowaniem, które wszędzie indziej uznano by za i tak wyjątkowo wstrzemięźliwe.

#

Dla tych, którzy zaprosili go do sali Audytorium Maximum UW Jarek nie był celebrytą, symbolem sukcesu, kimś, o kim się mówi, człowiekiem godnym zainteresowania ze względu na nagły przypływ sławy. Sławnym z tego, że jest sławny. Wręcz przeciwnie: zaproszono pisarza czytanego i uznanego, a więc najwyraźniej mającego coś ciekawego do powiedzenia. Człowieka, którego warto wysłuchać.

Pytania dopasowano do tego założenia, okazało się, że słusznego. Jarek: skupiony, pełen dobrej woli, zupełnie nie przypominał tego, którego w Empiku ludzka głupota błyskawicznie wyprowadziła z równowagi. Nie wszystkie były wyzwaniem dla jego intelektu, nie wszystkie odkrywały przed nim (i przed nami) nowe horyzonty, ale każde zasługiwało na uczciwą odpowiedź i każde taką odpowiedź otrzymywało.

Innymi słowy: na Uniwersytecie można było, choćby na chwilę, uwierzyć, że spotkania autorskie Jarka są po to, żeby pisarz mógł dowiedzieć się, co interesuje czytelników, bez których nie ma pisarza, a czytelnicy mogli dowiedzieć się czegoś o autorze, ciekawym facecie dostarczającym im pewnej sumy informacji w opakowaniu estetycznie więcej niż satysfakcjonującym. A nie po to, żeby wycisnąć z frajerów gotówkę na używane gacie drugiej świeżości, co by jak ulał pasowało do jakże typowej stylistyki promocji.

Która to promocja zasługuje na nagrodę. Co przypomniało mi słynny wyczyn Harlana Ellisona. Urażony przez wydawcę, Harlan wysłał jego księgowemu łącznie 213 (dwieście trzynaście) cegieł, każdą osobną przesyłką za zaliczeniem pocztowym. Może i brzmi to niewinnie, ale swoje w ten sposób wymusił i na swoje wyszedł. Szkoda, że Jarek nie dysponuje tego rodzaju temperamentem. Że nie obawia się fabrycznego promocyjnego błota, którego część lada chwila przyschnie do jego nazwiska. Że firmuje tym nazwiskiem produkt edytorsko tandetny, z wpisanymi w niego wadami… fabrycznymi.

Po ostatnich, interesujących, a momentami nawet zabawnych – mnie w każdym razie bawiły – internetowych dyskusjach powoli dochodzę do wniosku, że powinni mu pomóc jego najwierniejsi czytelnicy? Ale ci, którym uniwersyteckie maniery nie zakłócają trzeźwej oceny świata takiego jakim jest?

Krzysztof Sokołowski

Share

You may also like...