13
paź
2012

Galeria Andrzeja Łaskiego cz. 1

andrzej_galeria_01_leadTakich trzech jak nas czterech, to nie ma ani jednego. Jarek Grzędowicz, Andrzej Łaski, Rafał Ziemkiewicz i skromny piszący te słowa. Darek Zientalak zaginął nam gdzieś, za lasami, za morzami, albo tylko za Kanałem.

Mieliśmy – mówię nie tylko za siebie – fart. Przed ćwierćwieczem udało się nam przełożyć robiony z fantazją fanzin na dobre profesjonalne pismo SF-F.  Mało kto już o nim pamięta, nie świętuje się urodzin trupa, nie odprawia nad nim rocznicowej stypy ale od czasu do czasu warto przypominać, że to w Fenixie zdobywali pisarskie szlify Majka Kossakowska i Andrzej Pilipiuk, że w Fenixie debiutowali – po polsku – Harlan Ellison, ciągnący za sobą cały cyberpunk Bruce Sterling, William Gibson, Clive Barker.

Fenix  miał pecha do wydawców. Hojnie płacił frycowe początkom kapitalizmu nad Wisłą. Gdyby nie Andrzej, nie budziłby szacunku. No, powiedzmy, że nie wszystkich stać było na szacunek, ale Williama Gibsona owszem. Z szacunkiem poprosił o oryginały ilustracji do „Wypalić Chrom”. Wówczas jeszcze pisał listy na maszynie.

Dziś Andrzej znany jest przede wszystkim z ilustracji „do Pilipiuka”. Nie wiem, jak jego, ale mnie to na przemian bawi i złości. Jeśli ta galeria odda cesarzowi co cesarskie, stanie się œświadectwem skali jego możliwości, będzie bardziej bawić, a mniej złościć.

Galerię Andrzeja Łaskiego wypada zacząć właśnie od ilustracji do Fenixa nr 4 (13). Jest rok 1992. 

 

 

andrzej_galeria_01_01Bezcieleśni, skręcamy w lodowy zamek Chrome. Pędzimy szybko, bardzo szybko. Wrażenie, jakbyśmy mknęli na grzbiecie fali inwazyjnego programu, zawieszeni nad zmiennym blaskiem mutujących systemów defekcyjnych. Jesteśmy świadomymi plamami oleju, spływającymi wzdłuż korytarzy mroku.  

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

andrzej_galeria_01 Ale nie ona. Miała paznokcie pomalowane na czarno, nie ostre, ale owalne, z lakierem o odcień jaśniejszym od węglowych włókien powłoki ramienia. A jej dłoń zsuwała się w dół, czarne paznokcie gładziły spojenie laminatu, od anodyzowanego łokcia, nadgarstka, palce po dziecinnemu miękkie, rozłożone by pokryć moje, jej dłoń na perforowanym duraluminium. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

andrzej_galeria_01 – Chłopcy, Bobby – powiedziałem – to ważne słowo w tej okolicy. Czy nadal potrafisz to dostrzec? Nie wchodzimy Chłopcom w drogę, pamiętasz? Dlatego jeszcze żyjemy.

– Dlatego ciągle jesteśmy biedni, wspólniku – siadł na obrotowym krześle przed konsolą, rozpiął dres i podrapał się w bladą, chudą pierś. – Ale może już niedługo.

– Mam wrażenie, że nasza spółka została właśnie permanentnie rozwiązana.

Wtedy się uśmiechnął. Wyszczerzył zęby jak zupełny szaleniec, jak zwierzę. Wiedziałem, że nie obchodzi go, czy zginie. 

 

andrzej_galeria_01 Byłem bogaty.

Wtedy zadzwonił telefon: Miles. Niewiele brakowało, a zawaliłbym zdanie hasła.

– Jack, chłopie, sam nie wiem. O co chodzi z tą twoją dziewczyną? Cholernie dziwna sprawa.

– Co? Gadaj!

– Szedłem za nią, jak kazałeś, blisko ale dyskretnie. Była w Eleganckiej Porażce, posiedziała trochę, potem złapała metro. Poszła do Domu Błękitnych Świateł…

 

 

 

 

 

 

W 1991 roku, czyli parę numerów wcześniej, Fenixowi udało się dokonać czegoś doprawdy niezwykłego. Harlan Ellison, wówczas zupełnie w Polsce nieznany, był zawsze pisarzem trudno osiągalnym. A my nie tylko do niego dotarliśmy, ale jeszcze zdobyliśmy opowiadanie – legendę. Po dziś dzień Ellison nie chce zgodzić się na wznowienia „Chłopca i jego psa” i na publikację tłumaczeń***.

Tylko ilustratora, który jak Andrzej potrafił oddać ducha tej literackiej makabrycznej perełki z końca lat 60-tych, trudno będzie znaleźć.   andrzej_01_chlopiec_01

 – Chodź no tu, suczy synu – powiedziałem. – Znajdź mi jakąś dupę.
Blood zachichotał tylko z głębi swej psiej krtani.
– Zabawny jesteś, kiedy zaczyna ci stawać.
Może na tyle zabawny, żeby dać mu kopa w umięśnione dupsko, temu zbiegowi ze stada dingo.
– Szukaj. Się nie wygłupiam.
– Wstyd, Albercie. Po tym wszystkim, czego cię uczyłem. Nie: się nie wygłupiam, ale: nie wygłupiam się.

 

andrzej_galeria_01_06Rozumiecie, miałem w końcu zamiar ją zgwałcić i nie bardzo mogłem jej tłumaczyć, żeby się tym nie przejmowała. Zresztą sama się wygórzyła. Ale i tak miałem ochotę powiedzieć jej: ty, nie bój się, po prostu chcę cię zwalić. (Nic takiego nigdy mi się nie zdarzyło. Nigdy nie miałem ochoty niczego gadać do cizi, tylko jej wsadzić i tyle.

Ale to minęło. Wsunąłem stopę za jej nogi i popchnąłem, a ona się wywaliła. Wycelowałem w nią czterdziestkę piątkę, wtedy rozchyliła wargi na kształt jakby „O”.

– Teraz pójdę o, tam, i przyniosę jakiś materac, żeby było wygodniej, jasne? – poinformowałem ją. – Spróbujesz wstać, to odstrzelę ci nogę. Przerżnę cię i tak, tyle że nie będziesz miała nogi.

Imponujące, przyznacie. Te rysunki oryginalne, które nie wywędrowały za ocean, zginęły, choć podobno rękopisy nie płoną. Na szczęście zostało coś więcej niż miłe wspomnienia z dawnych – kurczę, po prostu fajnych! – czasów.

OK, wracamy do rzeczywistości. To na razie koniec, każde medium ma swoje ograniczenia. Za czas jakiś nastąpi Galerii Andrzeja Łaskiego część druga, a w niej smaczek z tych smaczków, które tak bardzo lubię, czyli: jak się to robi, żeby zrobić dobrze.

Krzysztof Sokołowski

***Po latach Harlan Ellison po raz drugi zawiesił zasady na kołku i zgodził się na przedruk „Chłopca…” w piątym tomie „Rakietowych szlaków”. Z nim Wojtek Sedeńko nie miał takich kłopotów, jakie (z pewnym upodobaniem) opisuje.

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Share

You may also like...